-a to chustkę, a to bluzkę przyślij, bo inne baby maja, a ja co? Jak dziadówka mam się pokazywać? Jak jaka ostatnia...?
Ot i zaraza, zbiesiła się na stare lata! Zapomniała już, że w jednej sukienczynie ją wziąłem, bo w wianie aby dwie owce i stare trepy dostała..
Dzieci mam już na swoim, żonate. Córka na dochtorkę wyuczona, Pani..W samym Krakowie mieszka. Synowi, choć szkół nie pokończył, też nieżle, z jedynaczką się ożenił. Majetną. Jej Ojcowie na Krupówkach sklep z pamiątkami mają. Dularów u nich więcej jak u mnie, choć nigdy Ameryki na oczy nie ogladali..

Pan Stasiek ma sześćdziesiąt pięć lat, mierną posturę, pooraną zmarszczkami twarz i duże, żylaste, sękate od pracy ręce. W Ameryce już piątą Wigilię. Ale jak Bóg pozwoli, na następną pojedzie do domu. Tego solidnego, z pustaków, z oknami na Giewont i pokojami dla letników. Do żony paradującej do kościoła w amerykańskich elastykach, do córki-dochtorki, która w Krakowie żyje se jak pani, do syna wżenionego w dolarodajne ciupagi i juhasy na szkle. Do kościoła, w którym jak trzeba, na tacę tylko raz zbierają.Do sąsiadów, z których prawie każdy w Ameryce był i dularów nawiózł i dla których Chicago jest często bliższe od jakiejśtam Warsiawy, gdzie aby draństwo i oszust na oszuście, nawet w Rządzie.. Pojedzie pan Stasiek..A póki co, wbity w przyciasny, kraciasty garnitur - z takiego jednego, co mu się pomarło i norska dała, żółtą koszulę w ogromne papugi i w krawacie z brokatu -też norska dała- siedzi wyprostowany, uroczysty przy wigilijnym stole, na którym ryba, kapusta z grochem, a nawet barszcz z uszkami.I polski opłatek na talerzyku. I koledy z taśmy. Jest też choinka; ubrany w kolorowe papierki fikus.. Prawie jak w domu.. Tylko ciasto nie takie jak nasze, słodkie, mdłe, amerykańskie. I prawie wszyscy przy stole. Wanda, Józek, Heniek, Ela, Janek, Stefan, Zdzicho. Kryśka przyjdzie póżniej, musiała zastąpić praczkę. W poprzednią Wigilię pracowali i dlatego Swiąt jak gdyby nie było. W tym roku Boss był łaskawszy, wszystkim dał ranną zmianę.. A pięknie upieczonego indyka - też dał Boss, zjedzą po dwunastej. Jutro, choć to Boże Narodzenie, nie będzie kiedy świętować, pracują cały dzień.. Jakby nasz kościół był blisko, poszłoby się na Pasterkę - rozmarza się pan Stasiek. Jest tu wprawdzie jakiś niedaleko, ale musi niemiecki albo i innej wiary, bo Ksiądz ma żonę i dzieci..To do takiego byłby grzech.. Z magnetofonu sączy się kolęda;Oj, maluśki, maluśki, kieby rękawicka..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz